
„Rodowe nazwiska i maniery, iskrząca się inteligencja, olśniewająca erudycja, talenty, błyski i race wymienianych relacji, poglądów, sposobów reagowania, aluzji do przeżyć najtrudniejszych, najbardziej dramatycznych, a przede wszystkim innych, innych tak bardzo, że co chwila czuję się spłoszona i zacukana. (…) Co ja tu robię? (…) W redakcji nie ma godzin pracy, bo nigdy nic nie wiadomo, i niesie się materiały zastępcze do drukarni wtedy, gdy cenzor je przeczyta, o godzinie niewiadomej. I to w drukarni na Wielopolu będzie się kokietowało metrampaża, żeby zechciał raz jeszcze przełamać poharataną stronę. Rychło zaprzyjaźniam się z korektorem drukarnianym, erudyta, który poprawi każdy błąd w dacie i w cytacie z obcego języka. I uznam godziny spędzone w drukarni za najciekawsze i najmilsze, a kiedy linotypista poharacze sobie rękę przy swojej przedziwnej maszynie, będę mogła użyć trochę swojej wiedzy sanitariuszki. (…)
Oni wszyscy są jak półbogowie, tacy mądrzy, tacy utalentowani, i tacy prawdziwi przy tym. Rychło odkrywam, że to przyjaciele. Spędzamy czas ze sobą także wtedy, gdy nie wydajemy pisma. Na wspólnych imieninach, na wspólnych uroczystościach rodzinnych”.
Józefa Hennelowa [w:] Obywatel KK, Kraków 2011