„Posłuchajcie, ludkowie
Co się stało w Krakowie
Jakby na złość, naumyślnie,
na świętej ulicy Wiślnej
pod Nomerem Dwanaście.

Stał tam dom szanowany,
wciąż w niem grały organy,
czy to liryk, czy to technik
przed „Tygodnikiem Powszechnym”
kużden czapkę zdejmował.

No i szło coraz lepiej
w tym dewocyjnym sklepie,
pierwszorzędnie rozrabiali
katolicki personalizm
na chwałę Vatikanu.

Ale pewnego rana
rzekł Pan Bóg do Szatana:

Więdniesz w piekle jak ten fikus,
zrób lepiej na Wiślnej psikus
pod Nomerem Dwanaście.

Dla Szatana to śmiechy,
zaraz kupił katechizm,
a od góry rączką zwinną
nakleił okładkę inną
i z tym idzie do xiędza.

Xiądz założył monokiel.
Czyta. Chwali. Głębokie.
To po prostu nie do wiary!
romans teologiczny

Całe zbiegło się kworum
doctorum, redactorum,
wszystko tańczy, wszystko śpiewa,
do biskupa Gołubiewa
wysyłają telegram.
A tymczasem na mieście
Insze były tam treście,
Niby ten sam tytuł w przedzie,
Ale w środku, strach powiedzieć:
PRZYGODY PEDERASTÓW.

A jak to „Sprzysiężenie”
kupił; pewien zboczeniec,
to w tramwaju z książką zemdlał,
włosy mu stanęły dęba
i się zaraz nawrócił.

Stąd ten morał wynika
dla brata katolika:
CHOĆ ZŁĄ SPRAWĘ SZATAN POPRZE,
WSZYSTKO SIĘ ZAKOŃCZY DOBRZE,
PIJMY ZDROWIE SZATANA.


Konstanty Ildefons Gałczyński, Sprzysiężenie, 1947

Skip to content