Niepozorna wielkość

Janusz Poniewierski

Widzę co najmniej trzy powody, dla których świat polskiej kultury powinien pamiętać o Bronisławie Mamoniu (1929-2003). Powód pierwszy to próba ocalenia dorobku znakomitej pisarki, wywodzącej się z kręgu „Tygodnika Powszechnego”, podjęta przezeń w książce: Cieszyć się życiem. Zofia Starowieyska-Morstinowa – szkic do portretu (2003). Bronek pisał ją bez grantów i nadziei na adekwatne do wykonanej pracy honorarium autorskie. Podejrzewam, że kierowała nim raczej niezgoda na to, że nie ma w bibliotekach monografii postaci tak wybitnej jak autorka Kabały historii, i chciał tę ewidentną niesprawiedliwość naprawić. W ten sposób spłacał też dług, jaki zaciągnął niegdyś u Pani Zofii, która – będąc jego bezpośrednią przełożoną w dziale literackim „Tygodnika” – okazywała mu „od samego początku dużą życzliwość, a nawet serdeczność”.

Powód drugi to Uwagi 1940-1942 Karola Ludwika Konińskiego, przez Bronka przepisane (na 799 stronach znormalizowanego maszynopisu!), opatrzone przypisami i przygotowane do druku.  Zadanie to nie należało do łatwych, redaktor miał bowiem do czynienia z „rękopisami trudno czytelnymi, spisywanymi przez człowieka ciężko chorego, który z trudem poruszał dłonią i miał liche przybory pisarskie dostępne w czasach wojny: zdarte stalówki, stare pożółkłe zeszyty i domowym przemysłem wytwarzany atrament. Kiedy pióro buntowało się, drapało i robiło kleksy, wymieniał je na twardy ołówek, który pozostawiał ledwo widoczne ślady”. Trudno zatem się dziwić, że praca nad odcyfrowaniem zapisków trwała wiele lat. Zaczęła ją jeszcze żona autora Stefania Konińska, a dokończył – „po wielu wahaniach, dłuższych lub krótszych przerwach, a nawet próbach rezygnacji z podjętego lekkomyślnie zadania” – Bronisław Mamoń, autor rozprawy doktorskiej o Karolu Ludwiku Konińskim. Jak pisał potem we wstępie do Uwag, „powrót do przerwanej pracy nastąpił pod wpływem ciśnienia imperatywu moralnego, który nakazywał ocalać z pokreślonego manuskryptu to wszystko, co dało się jeszcze ocalić bez względu na zakres trudności związanych z jego odczytaniem”.

Powód trzeci wreszcie to „Tygodnikowe” Notatki, sygnowane literką „m”. Ta stała rubryka — będąca subiektywnym przeglądem wydarzeń kulturalnych (w Polsce i na świecie) — ukazała się po raz pierwszy na łamach „TP” w roku 1960, a po raz ostatni w tym samym numerze pisma, w którym informowano o śmierci jej autora (2003). Mamoń musiał więc pisać ów tekst w łóżku szpitalnym, w końcowej fazie swej długiej walki z białaczką. Trzeba mieć charakter, by — w obliczu nadchodzącej śmierci (o ile wiem, Bronek zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji) — zajmować się rzeźbiarzem Giacomettim, któremu, jak wówczas pisał, wciąż towarzyszyła „świadomość przegranej, na jaką skazany jest twórca w swej artystycznej wypowiedzi zawsze niedoskonałej”.

Notatki nigdy nie były rubryką, od której zaczynano by lekturę „Tygodnika” (jak działo się to np. w przypadku legendarnego Obrazu tygodnia czy felietonów Kisiela). Ich siła tkwiła raczej w regularności, z jaką — przez kilka dekad! — ukazywały się na łamach pisma. To właśnie dzięki niej luźne zapiski Bronisława Mamonia, pisane tydzień po tygodniu, składają się dziś na obraz kultury końca XX wieku, pozwalając śledzić jej rozwój.

W środowisku „TP” przez lata postrzegano Bronka przez pryzmat licznych anegdot: był bowiem człowiekiem roztargnionym i niektóre jego przygody budziły w nas, młodszych kolegach z redakcji, salwy śmiechu. Niestety, to, że ktoś staje się przedmiotem ciągłych żartów, utrudnia nieraz dostrzeżenie jego wielkości. Tak chyba było i tym razem…

Dziś, 15 lat po śmierci Bronisława Mamonia, coraz wyraźniej widzę i doceniam jego bezinteresowną miłość do sztuki (zwłaszcza do literatury i teatru), „smak” („słuch”), pozwalający mu odróżnić teksty dobre od grafomanii, i ów rys „metafizycznej powagi”, który nadawał kierowanemu przez siebie działowi kultury „TP”. I nie ulega dla mnie wątpliwości, że Bronek należał do tych redaktorów, którym dawny „Tygodnik” zawdzięcza swą świetność.

Janusz Poniewierski – Publicysta, od 1985 r. związany ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i Znaku. Były kierownik działu religijnego „TP”, długoletni redaktor „Znaku”. Autor drukowanej w odcinkach historii miesięcznika: „W tym znaku zwyciężysz” (2006), były prezes Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze”.

Tekst opublikowany w miesięczniku „Znak”, Grudzień 2018

Skip to content