Jezuita i franciszkanin
Janusz Poniewierski
„W połowie jezuita, w połowie człowiek [świętego] Franciszka” – mówi o obecnym papieżu Eugenio Scalfari, autor wywiadu z biskupem Rzymu. I dodaje: „Takiego zjednoczenia [jezuity z »franciszkaninem«] świat jeszcze nie widział”.
Rozumiem zachwyt włoskiego dziennikarza, jednak jego opinia o tym, że Bergoglio jako pierwszy podjął próbę łączenia Ignacego Loyoli z Franciszkiem, domaga się sprostowania. Sprostowania i uzupełnienia – w imię pamięci o zmarłym w 2004 r. krakowskim duszpasterzu i publicyście ks. Stanisławie Musiale.
Przez ponad 50 lat był on członkiem Towarzystwa Jezusowego i jezuitom zawdzięczał solidną formację. W głębi serca jednak czuł się raczej uczniem i przyjacielem Biedaczyny z Asyżu. ,,Świętego Ignacego można szanować – mawiał – ale kochać go, tak jak świętego Franciszka, nie można”.
Wiele jest dziedzin życia, w których ks. Musiał – mniej lub bardziej radykalnie – podążał za Franciszkiem. Na przykład: ubóstwo. Ci, którzy go znali, wiedzą, że był biedny z wyboru. To, co zarabiał (honoraria za teksty, stypendia mszalne itp.), rozdawał potrzebującym. Jacek Maj pamięta sytuację, w której Ksiądz sam potrzebował lekarstw: „Wysypał na stół wszystkie swoje pieniądze z etui na klucze (…). Naliczyliśmy osiem złotych”.
Praktykował ubóstwo i – niczym starotestamentalny prorok – publicznie ubolewał, że Kościół „nie idzie bardziej zdecydowanie w kierunku miłości bliźniego, tylko kładzie nacisk (…) na władzę i mechanizmy jej utrzymania”. A kiedy – z powodu radykalnych wypowiedzi w mediach – zaczął być w Kościele i zakonie marginalizowany, nie wybrał drogi sprzeciwu, lecz podporządkowując się woli przełożonych, został kapelanem w domu opieki. I wcale nie traktował tej funkcji jak zesłania. Przeciwnie: dostrzegł w niej „wielką łaskę Bożą” i źródło radości. Bo też, jako człowiek prosty, za nic miał kościelne godności i był wolny od pokusy osiągania jakichkolwiek, choćby duszpasterskich, sukcesów.
Franciszkańska była w nim również miłość do zwierząt. Opowiadał ks. Zdzisław Górecki, że jezuickie kolegium, w którym wówczas mieszkali, dotknęła kiedyś plaga myszy. W walkę z gryzoniami włączyli się wszyscy. No, prawie wszyscy. Już wkrótce bowiem okazało się, że w celi ks. Musiała zamiast pułapek na podłodze rozłożone są… miseczki z jedzeniem. Kiedy zażądano od niego wyjaśnień, wzburzony odpowiedział: „Mysz to też stworzenie i ma prawo żyć!”.
Do dziś niektórzy czytelnicy „Tygodnika” za najważniejszy artykuł ks. Stanisława Musiała uważają Wakacje z Kasjopeją – opowieść o przyjaźni człowieka z kotem. Przyjaźni tak wielkiej, że wpłynęła na Musiałowe widzenie świata. To właśnie Kasjopeja sprawiła, że zawaliła mu się dotychczasowa „piramidalna koncepcja wszechświata: z człowiekiem na szczycie i podporządkowanym mu stworzeniem. (…) Tak [wcale] nie jest! – pisał. – Każde stworzenie ma życie od Boga i [żadne] nie jest skazane na zależności pańszczyźniane od innych. Taka będzie, wydaje mi się, teologia XXI wieku. Chrześcijaństwo musi zmienić swój stosunek do zwierząt”.
Ks. Stanisław Musiał patrzył na świat przez prymat serca, nie intelektu. Był więc jak najdalszy od konstruowania schematów – z biegiem lat za to coraz uważniej słuchał ludzi i przejmował się ich losem. Oto przyczyna, dla której zajął się problematyką żydowską. Tak jakby – pod wpływem spotkań i rozmów z Ocalonymi – coś się w nim przełamało. Tak jakby poczuł ciężar wojennej obojętności ogółu polskich katolików wobec Zagłady: „Jako chrześcijanin zacząłem się pytać, jak to było możliwe. Jak mój Kościół mógł milczeć? Im jestem starszy, tym bardziej ciąży mi grzech milczenia Kościoła w sprawie Szoa. Nie pozwala mi już na pełny uśmiech…”.
Ks. Michał Czajkowski, pisząc o ks. Musiale, zwrócił kiedyś uwagę na słowa Abrahama J. Heschela: „Osoba religijna to ktoś, kto jedną myślą − w jednym czasie i o każdym czasie − obejmuje Boga i ludzką istotę, kto boleśnie przeżywa krzywdę wyrządzaną innym, ktoś, dla kogo największą pasją jest współczucie, a największą siłą miłość i bunt przeciwko rozpaczy”.
Zaprawdę, Stanisław Musiał był człowiekiem religijnym…
Janusz Poniewierski – Publicysta, od 1985 r. związany ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i Znaku. Były kierownik działu religijnego „TP”, długoletni redaktor „Znaku”. Autor drukowanej w odcinkach historii miesięcznika: „W tym znaku zwyciężysz” (2006), były prezes Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze”.
Tekst opublikowany w miesięczniku „Znak”, Maj 2014