Śmierć korespondenta
Janusz Poniewierski
Był wnikliwym obserwatorem i znakomitym gawędziarzem. Kiedy jego opowieści o Watykanie usłyszał Tadeusz Różewicz, nie miał wątpliwości, że Lehnert powinien je spisać. „Panie Marku – mówił – niech pan nie odkłada książki, na którą czekam, tak jak świat czeka na Harry’ego Pottera
Rok temu, 28 marca 2020, zmarł Marek Lehnert (ur. 1950), watykanista, rzymski korespondent Radia Wolna Europa i Polskiego Radia, długoletni współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, do którego trafił po tym, jak w 1970 r. – w wieku zaledwie 20 lat – wygrał ogłoszony na tych łamach konkurs na reportaż.
Był świetnym dziennikarzem. Miał niepowtarzalny głos. Z publicznego radia odszedł dość dawno (w 2017 r.), a mimo to słuchacze do dziś pamiętają „jego charakterystyczne przeciągnięcie na końcu każdej relacji: Marek Lehnert, Polskie Radio… Rzym! Tak jakby sam nie mógł do końca uwierzyć, że może tam być i dla nas nadawać”. Pod informacją o jego śmierci (na stronie prowadzonej przez Michała Nogasia, byłego dziennikarza Trójki) widnieje 361 komentarzy (i 583 udostępnienia), a każdy niesie ze sobą określenia, takie jak: „synonim profesjonalizmu”, „przykład elegancji i taktu”, „mistrz i artysta”, „sztukmistrz dziennikarstwa” itp. Bo rzeczywiście, było w jego korespondencjach coś z magii. Jedna ze słuchaczek wspomina np. przygotowywane przezeń przeglądy prasy włoskiej, a zwłaszcza „szelest gazety nad espresso”, i komentuje: „Czułam się tak, jakbym siedziała przy stoliku obok”. Ktoś inny dodaje: „Miałem wrażenie, jakbym był w jego rzymskim mieszkaniu, a za oknem słychać było gwar miasta”.
Ci, którzy znali Lehnerta osobiście, wspominają go jako ciepłego i życzliwego człowieka, wspaniałego kolegę, kogoś, kto zawsze miał dla nich czas. Dobrze wiem, o czym mówią, bo kiedy przez kilka miesięcy dane mi było mieszkać w tym mieście, Marek traktował mnie jak młodszego brata: oprowadzał po Rzymie, wyjaśniał zawiłości włoskiej polityki, dzielił się najnowszymi plotkami wprost z Watykanu, zabierał na kolacje, udzielał praktycznych rad, pomagał.
Dużą część życia przepracował jako radiowiec (blisko dekadę w RWE, 23 lata w Polskim Radiu), ale był przecież także dziennikarzem agencyjnym (KAI), publicystą, redaktorem polskiej wersji „L’Osservatore Romano” (1980–1984), autorem dwóch książek publicystycznych i kilku tomików wierszy. Nade wszystko jednak był wnikliwym obserwatorem i znakomitym gawędziarzem. Kiedy jego opowieści o Watykanie usłyszał Tadeusz Różewicz, nie miał wątpliwości, że Lehnert powinien je spisać. „Panie Marku – mówił mu – niech pan nie odkłada książki, na którą czekam, tak jak świat czeka na Harry’ego Pottera”.
To właśnie z inspiracji Różewicza powstał Korespondent (2019), fascynująca opowieść o włoskich, rzymskich i watykańskich (a także radiowych) doświadczeniach Marka Lehnerta. Książka, którą wydawca opatrzył dość długim podtytułem (Przełomowe wydarzenia, kulisy niezwykłych spotkań, tajemnice życia w Watykanie), oferuje czytelnikom solidną porcję wiedzy o współczesnej Italii i o Kościele w czasach pontyfikatu Jana Pawła II. Trzeba jednak od razu dodać, że nie jest to, bynajmniej, wiedza naukowa, sucha i pełna faktów znanych z encyklopedii, ale snuta przez Marka i obfitująca w soczyste anegdoty gawęda, której słuchamy – podobnie zresztą jak autor Kartoteki – tak jak słucha się opowieści o przysłowiowym żelaznym wilku.
Niełatwo się oderwać od lektury Korespondenta. On nas uczy, bawi, a nierzadko również głęboko porusza: choćby wtedy gdy czytamy stronice poświęcone zapomnianemu w kraju poecie Jerzemu Hordyńskiemu…
Zdumiewające, że przy tylu talentach Marek był w Polsce tak bardzo niedoceniany. Wciąż nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego redakcja „Tygodnika Powszechnego” przestała w końcu zamawiać u niego teksty. Z jakiego powodu musiał odejść z KAI? Dlaczego wreszcie dyrekcja Polskiego Radia – po 23 latach dobrej i owocnej współpracy – złożyła mu (w 2017 roku, w czasach „dobrej zmiany”) propozycję, której nie mógł zaakceptować?
Umarł nagle (na zawał serca), na początku pandemii, gdy całe Włochy ogarnęła trwoga, a liczba zmarłych na COVID-19 pod koniec marca 2020 r. przekroczyła 10 tys. (pierwszy przypadek śmiertelny odnotowano tam zaledwie miesiąc wcześniej).
27 marca tamtego roku – w dniu, w którym papież Franciszek błagał Boga o miłosierdzie dla świata, a prezydent Włoch skierował dramatyczne przesłanie do narodu – na swoim koncie na Twitterze napisał: „Godz. 18 odpust zupełny papieża; godz. 19 orędzie prezydenta Mattarelli; godz. 20 koniec świata”.
Następnego dnia już nie żył.
Janusz Poniewierski – Publicysta, od 1985 r. związany ze środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i Znaku. Były kierownik działu religijnego „TP”, długoletni redaktor „Znaku”. Autor drukowanej w odcinkach historii miesięcznika: „W tym znaku zwyciężysz” (2006), były prezes Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze”.
Tekst opublikowany w miesięczniku „Znak”, Kwiecień 2021